wtorek, 16 czerwca 2015

"Kuchisake-onna"


Kuchisake-onna jest legendą o japońskiej kobiecie okaleczonej przez zazdrosnego męża. Zabił ją za niewierność i pozostawił w odrażającym stanie.
Jej zawistny duch wciąż nawiedza miejsca w Japonii. Zazwyczaj w mgliste noce z chirurgiczną maską na twarzy. Nachodzi ludzi i pyta nieśmiało: "Watashi kirei?" (Jestem piękna?). Osoba przeważnie odpowiada "tak".
Wtedy zdejmuje maskę, ukazując uśmiech od ucha do ucha wycięty przez jej zazdrosnego męża, by oszpecić ją do końca życia. "Nawet teraz?" upiera się. Jeśli powiesz "nie", weźmie nożyczki i wytnie ten sam makabryczny uśmiech na twojej twarzy. Jeśli odpowiesz "tak", zniknie i ponownie pojawi się znikąd, gdy będziesz już w domu, by dokończyć swoje dzieło.
Jedynym sposobem by zmylić Kuchisake-onna jest powiedzenie: "Jesteś przeciętna", co wprawi w zakłopotanie tajemniczą Onryo. Możesz też wręczyć jej twardy bursztynowy cukierek(?), lub powiedzieć "Pomada" sześć razy, wtedy powinna zacząć uciekać. Była widziana od 1970 do wczesnego 2000 roku, często czaiła się na dzieci, które niewinne odpowiadały "tak", kiedy pytała ich czy jest brzydka i doprowadzała do ich śmierci...


"Wiadomość od demonów"



Witaj, mój drogi. Nie znasz mnie, ale Ja znam Ciebie. Jestem jednym z trzech demonów, które zostały ci przypisane przy twoich narodzinach. Widzisz, niektórzy ludzie na tym świecie są przeznaczeni do wielkości, przeznaczeni do szczęśliwego, spełnionego życia. Ty, niestety, nie jesteś jednym z tych ludzi i to my odpowiadamy za to, żeby tak się działo.
Kim jesteśmy? Ach tak, jak niegrzecznie z mojej strony. Pozwól, że nas przedstawię.
Wstyd to mój młodszy brat, demon, który siedzi na twoim lewym ramieniu. Wstyd mówi ci, że jesteś dziwakiem, że masz nienormalne myśli, że nigdy nie będziesz nigdzie pasował. Wstyd szeptał ci do ucha, kiedy w dzieciństwie matka odkryła, jak zabawiasz się ze sobą w samotności. Wstyd jest tym, który sprawia, że nienawidzisz siebie.
Strach siedzi na twoim prawym ramieniu. Jest moim starszym bratem, tak starym, jak życie. Strach wypełnia każdy ciemny kąt potworami, zmienia każdego nieznajomego w ciemnej uliczce w mordercę. Strach powstrzymuje cię przed wyznaniem uczuć komuś, kogo kochasz. Mówi ci, że lepiej jest nie próbować, niż pozwolić ludziom widzieć twoją porażkę. Strach sprawia, że sam budujesz sobie więzienie.
Więc kim jestem ja? Jestem najgorszym z twoich demonów, ale widzisz we mnie przyjaciela. Zwracasz sie do mnie, kiedy nie masz już nic innego, ponieważ żyję w twoim sercu. To ja zmuszam cię do trwania. To ja przedłużam twoją mękę.
Z poważaniem,
Nadziej

"Stalker"




26 kwietnia, 2012 rok. Po kilkugodzinnej rozgrywce w grze Borderlands 2 postanowiłem poszukać różnych informacji na temat anomalii w grze S.T.A.L.K.E.R. Zapoznałem się z każdą oddzielną anomalią i zachowaniem poszczególnych mutantów z Zony.     
Włączyłem S.T.A.L.K.E.R. Czyste Niebo, po czym wczytałem jeden z zapisów. Podczas gdy gra się ładowała, usłyszałem za sobą jakiś dźwięk, obróciłem się i w nieprzeniknionym mroku zobaczyłem sylwetkę człowieka w ciemnościach. Pomyślałem, że długa rozgrywka zrobiła swoje, po czym odwróciłem się do monitora. Postanowiłem przetestować i zapisać zachowanie każdej z anomalii. Przetestowałem większość, zostały dwie, mianowicie anomalia bagienna (nie pamiętam nazwy) i anomalia czasoprzestrzenna, więc udałem się na bagna (pierwsza lokacja w grze).     
Po przetestowaniu anomalii bagiennej, postanowiłem poszukać anomalii czasoprzestrzennej. Była ona tylko w jednym miejscu, w którym utknęli pewni stalkerzy. Zmierzając do tamtego miejsca, musiałem przejść przez wysypisko. Idąc, rozglądałem się za artefaktami, które mogły pałętać się po okolicy, lecz zamiast artefaktów zobaczyłem dziwne światła w tym dużym budynku, w którym bazę mają bandyci. Udałem się tam, ponieważ nie należałem do grupy stalkerów, którzy mieli konflikt z bandytami, a przynajmniej bardzo zaciekły konflikt. Wteedy ujrzałem, że z moim zapisem jest coś nie tak. Gdy dotarłem do budynku, wszyscy bandyci stali w miejscu, dosłownie się nie ruszali. Gdy podbiegłem do tutejszego handlarza by się czegoś dowiedzieć, ten zamiast pogadać z mną powiedział tylko słowa "Ciii, oni patrzą, wybrałeś złą porę...", każdy z nich mówił to samo, aczkolwiek każda kolejna próba rozmowy powodowała zwiększenie tonacji, tak jak by coraz bardziej chcieli bym odszedł. Zrezygnowałem z kolejnych prób, bo ich głos brzmiał nienaturalnie, aczkolwiek bardzo realnie. Gdy chciałem wyjść, moja postać umarła, lecz nie mogłem nic zrobić i nagle...    
...Pojawiłem się w jakimś nadpalonym domu, było zupełnie cicho, za cicho jak na Zonę. W domu była łazienka, dwa pokoje, salon i wyjście. Po chwili oglądania domu, wychodząc z łazienki zobaczyłem w oknie korytarza spokojnie przechodzącą sobie czarną postać z dużą głową. Przeraziłem się. W własnej głowie zacząłem słyszeć szepty i dźwięki mutantów.   
Boję się, siedzę w kącie, a Stalker jest wciąż włączony. Wstałem i z determinacją udałem się na krzesło, by opuścić nadpalony dom. W każdym oknie stało kilka chudych, czarnych postaci. W oknie korytarza stał ten sam wielkogłowy humanoid. Mimo światła, które padało na mnie, nie widziałem swojego cienia, a w domu panowała cisza, straszna cisza. Nie było słychać nic w grze, zarówno jak i w moim domu, kieruje moją postać wprost na drzwi domu, otwieram je i widzę błysk...  
Wchodzę do nadpalonego domu, zobaczyłem jak z salonu wychodzi... Ja. Z strachu podniosłem AK i wycelowałem. Strzał nie oddał dźwięku, usłyszałem tylko płacz i szepty cieni. Płakali białymi łzami. A wielkogłowy humanoid? Nie było go tam. Usłyszałem szept kontrolera z Zew i postanowiłem udać się do kuchni. Gdy moja ręka chciała otworzyć drzwi, zobaczyłem, że jest zmutowana, w zniszczonych bandażach. Nie mogłem także obrócić głowy, w którykolwiek z kierunków - byłem mutantem... 
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem błysk, widzę siebie siedzącego przed komputerem, Stalker się wczytuje. Usłyszał jak wchodzę do pokoju. Patrzy na mnie, po czym ślepo odwraca się do monitora by kontynuować zgłębienie mrocznych tajemnic Zony...



czwartek, 11 czerwca 2015

"Nocny kurs"

Pamiętam tą noc jakby wydarzyła się wczoraj chociaż minęło już pół roku...
Stałem już jakieś pół godziny na przystanku czekając na ten pieprzony tramwaj, który miał mnie odwieść do domu. Była to jedna z mroźniejszych nocy tego roku.
Już miałem zamiar zamówić taksówkę, ukraść auto, wszystko byle nie stać bezczynnie na tym przystanku, kiedy w końcu przyjechał.
Zatrzymał się na przystanku z głośnym zgrzytem. Gdy się otworzyły drzwi w uszach miałem już tylko głośny szum. Wagon był przesiąknięty mrokiem. Naprawdę bałem się do niego wchodzić, ale było w nim cieplej niż na zewnątrz. Po omacku znalazłem siedzenie i się usadowiłem.
I wtedy stało się coś niespodziewanego, zapaliło się ostre światło. Zobaczyłem w blasku całą masę ciemnych kreatur które się patrzyły na mnie, swoimi jasnymi oczami. Serce biło tak mocno jakby się chciało wyrwać i zobaczyć je. Gdy dwie z nich ruszyły w moją stronę, zamarłem w bez ruchu oraz przestałem oddychać.
Chwile stawały się wiecznością.
Wtedy moje oczy przywykły do światła i okazało się że to ludzie a ta dwójka to było jakieś stare małżeństwo. Uspokoiłem się, oddech wrócił do normy, rozsiadłem i zacząłem czytać książkę. Zmieniając stronę podniosłem na chwilę głowę. Po prostu wpatrywała się we mnie swoimi błękitnymi oczami.
- Cześć –powiedziała.
Normalnie bym się zarumienił i coś wybełkotał ale krew była już gdzie indziej.
- To chyba jesteś zajęty – stwierdziła.
- Poczekaj –wybełkotałem.
Znów zwróciła swoje błękitne oczy w moim kierunku. Miała długie, lekko kręcone, rudę włosy.Nosiła lekką, przewiewną błękitną sukienkę a w talii jakiś czerwony pasek. Olśniewała każdym oddechem(a miała czym), każdym ruchem.
Zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach.
- Chcesz zatańczyć – zaproponowała.
- Chętnie
- Hej gwóźdź zapuść jakąś muzę – zawołała do jakiegoś dresa z radiem.
- To ty go znasz? – spytałem zdziwiony.
- Już jakiś czas go widuje codziennie – odparła obojętnie.
Wszyscy na nas patrzyli, klaskali, uśmiechali się na nasz widok. Nie chciałem by te chwilę przepadły w taki sposób.
- O cholera, na następnym przystanku wysiadam. – zauważyłem z zawodem.
Spojrzałem się na chwilę na śrubę czy jakoś tak i spostrzegłem jakby nie miał połowy twarzy. Widziałem dokładnie ścięgna i mięśnie umiejscowione na twarzy, mocno odstającą gałkę oczną i krew spływającą po czymś co chyba było krtanią. Przeraziłem się porządnie.
- Uspokój się, to tylko zmęczenie – uspakajała mnie. Jakby wiedziała co widzę. – Wszystko jest w porządku.
Mrugnąłem parę razy i wszystko było cacy. Chwilę później staliśmy już przy drzwiach by się pożegnać.
- Mam nadzieję, że się znowu spotkamy – powiedziałem po namiętnym pocałunku.
- Mam nadzieję, że nie prędko.
Chwilę potrwało zanim zrozumiałem te słowa, jak je już zrozumiałem od razu znikł uśmiech z mojej twarzy przed którą właśnie zamknęły się drzwi. Patrzyłem na wschód gdzie odjeżdżał tramwaj gdy błysnęły mi w oczy jego numery niczym raca. Był to numer 1045. Gdy ponownie spojrzałem w tym kierunku nie było już tramwaju tylko wschodzące słońce.
Po powrocie do domu nie potrafiłem zasnąć ciągle o niej myślałem i o tym numerze. W końcu zacząłem przeszukiwać internet w poszukiwaniu informacji. Po paru bezużytecznych stronach znalazłem coś co mnie przeraziło. Moją ukochaną przeciętą w poprzek na pół. Dokładnie rzecz biorąc znalazłem artykuł dotyczący wypadku tramwaju. Było wiele nie wyraźnych zdjęć ale ją poznałem po błękitnej sukience. Przeczytałem że ten wypadek zdarzył się około 6 lat temu.
Opowiadam tą historię siedząc w kuchni by podzielić się z wami że chcę ją znowu zobaczyć nie zważając na trudności.
A więc do zobaczenia.

"Zabójstwa Alice"

Zabójstwa Alice pozostają do dzisiaj jedną z najbardziej najdziwniejszych i nierozwiązanych spraw dotyczących zabójstw seryjnych w Japonii. W przeciągu 1999-2005, miała miejsce seria pięciu morderstw. Wszystkie morderstwa byłyby brane jako zupełnie odrębne przypadki, gdyby nie "wizytówka" zostawiona przez sprawcę na miejscu zbrodni. Zostawiał on bowiem kartę do gry (inną w przypadku każdego zabójstwa) w okolicy, zazwyczaj w widocznym miejscu, która nosiła na sobie napis "Alice", wypisany przy pomocy krwi ofiary.
Na miejscach zbrodni znajdywano bardzo niewiele tropów i ostatecznie dochodzenie zakończyło się niepowodzeniem. Poniżej znajdują się szczegóły dotyczące każdego zabójstwa.

Sasaki Megumi

Pierwszą ofiarą była Sasaki Megumi, 29-letnia właścicielka restauracji. Ci, którzy ją znali opisywali ją jako upartą kobietę, z krótkim temperamentem i ostrym językiem dla swoich pracowników. Klienci szanowali i rozpoznawali ją dzięki jej dokładnemu gotowaniu i poświęceniu dla swojej pracy. Poza pracą, Megumi była bardzo towarzyska i często chodziła na imprezy.
Zaginęła po jednej z tych właśnie imprez. Zdecydowała, że pójdzie na piechotę do swojego domu od przyjaciółki ponieważ była to tylko przecznica a ona sama była już zbyt pijana, by prowadzić. Kilka osób zaoferowało jej odwiezienie do domu ale ona tylko wzruszała ramionami. Ludzie widzieli ją jak wychodziła z imprezy o godzinie pierwszej rano i to był ostatni raz, gdy była widziana żywa.
Następnego ranka spacerująca po lesie para, około kilometra drogi od domu Megumi, zobaczyła dużą ilość krwi na przerośniętej, niewykorzystywanej już ścieżce. Ciekawi podążyli tą dróżką, gdzie znaleźli ciało kobiety. Jej ciało było obdarte ze skóry, a niektóre jego części były nadziane na różnych gałęziach drzewa. Para zadzwoniła po policję.
Policja znalazła kartę, upchaną w ustach Megumi. Był to walet pik, z napisanym słowem "Alice", jak zostało już wcześniej wspomniane. Nie znaleziono żadnych odcisków palców ani DNA.

Yamane Akio

Yamane Akio był słabo znanym piosenkarzem, śpiewającym w równie mało znanym zespole, nigdy nie grającym nigdzie więcej niż w pobliskich barach czy spotkaniach. Przyjaciele opisywali go jako dobrodusznego człowieka, który nigdy nie opuściłby sceny głosowej. Po jego śmierci zespół do którego należał się rozpadł, ponieważ reszta członków nie miała serca do szukania nowego wokalisty.
Akio został uprowadzony ze swojego mieszkania 11 lutego 2001 roku. Koledzy z zespołu byli ostatnimi, którzy widzieli go żywego poprzedniego dnia, gdy z nimi ćwiczył. Tej nocy jego dziewczyna postanowiła go odwiedzić i zdziwiła się, kiedy zastała pusty dom. W ciągu kilku dni został zgłoszony raport dotyczący jego zaginięcia i rozpoczęły się poszukiwania.
Na materiale z kamer zabezpieczających mieszkanie widać było zakapturzoną postać wchodzącą przez tylne drzwi a następnie wychodzącą z dużą torbą na śmieci, wnętrze torby było dziwnie wybrzuszone. Ten dziwny wygląd nigdy nie został do nikogo przypisany a samego człowieka nikt nie widział osobiście. Człowiek ten powszechnie uważany jest za mordercę ale jego twarz nigdy nie została odkryta i zaczęły pojawiać się pewne wątpliwości.
W następnym tygodniu, właściciel baru "Yoshida's" (gdzie zespół Akio często występował) otwierał działalność na kolejny dzień i zastał się z makabrycznym widokiem. Na stole leżało ciało Akio. Jego struny głosowe zostały wydarte z gardła, a on sam został postrzelony w głowę. Jego kartą "Alice" był król karo, znaleziony w jego ściśniętych dłoniach wraz z jego zrujnowanymi strunami głosowymi.

Kai Sakura

Nastoletnia dziewczyna, Kai Sakura, miała całe życie przed sobą. Była słodką dziewczyną, uwielbianą przez kolegów z klasy i innych. Chciała iść na studia by zostać projektantką mody a od ukończenia szkoły dzielił ją zaledwie tydzień, gdy została porwana.
Rodzina i krewni Sakury zachowywali się dziwne próbując ją odnaleźć, a całe miasto również poszukiwało utraconej dziewczyny. Jej ciało zostało znalezione dwa dni potem, pochowane w płytkim grobie. Nie wydaje się, że zabójca chciał ją ukryć, a wręcz przeciwnie, grób w którym ją znaleziono był oznaczony kartą "Alice", damą trefl.
Ciało Sakury zostało straszliwie okaleczone. Jej oczy zostały wydłubane z ciała, zaś same ciało, jak w przypadku Megumi, także zostało obdarte ze skóry, zaś jej usta były otwarte. Na jej głowie została przyszyta korona, prawdopodobnie wtedy, kiedy jeszcze żyła. Nie zanotowano żadnych przestęp seksualnych, ani podczas życia, ani pośmiertnie.
Wraz z ciałem Sakury była notatka, zapisana niewyraźnym stylem pisma. Zawierała ona wiele różnych zwrotów, niektóre z nich były jednak nieczytelne. "Śmierć jest zniekształconym marzeniem,", "ona będzie wiecznie władać," i "ha! ha! ci, którzy umierają są szczęściarzami" były zaledwie paroma zdaniami, które zostały napisane. Nigdy nie znaleziono pasującego pisma wśród ludzi.
Piosenka "Alice human sacrifice" oparta jest na zabójstwach Alice. Opowiada ona historię o małym śnie, który wabi ludzi do swojego świata a następnie przechodzi do dziejów każdej z "Alicji".
Piosenka ma kilka podobieństw, z każdego zabójstwa. Pierwsza Alicja (śpiewana przez MEIKO) została uwięziona w lesie, gdzie znaleziono Megumi. Druga Alicja (śpiewana przez KAITO) była piosenkarzem, który został "zastrzelony przez szaleńca".
Trzecia Alicja (śpiewana przez Hatsune Miku) była przez wszystkich kochana, została królową kraju i została przejęta przez "zniekształcony sen".
Czwarta Alicja (śpiewana przez Kagamine Rin i Lena) była parą bliźniaków, uważaną za jedną "Alicję". Zostali opisani jako "uparta" starsza siostra i "inteligentny" młodszy brat. Tekst w piosence, "już się nie obudzą ze swojego snu", najprawdopodobniej odnosi się do ich śmierci we śnie. Zostało także wspomniane o kartach, które znaleziono przy każdym z ciał. Yugami-P nie stwierdził czy na pewno ta piosenka ma jakiekolwiek powiązanie z Zabójstwami Alice, ale powszechnie się przyjmuje, że tak jest.


czwartek, 4 czerwca 2015

"Polowanie na Jeff'a"


Phil White i jego ludzie zostali wynajęci przez anonimowego zleceniodawcę aby zabili Jeffrey'a Woods'a...



- Phil, to tutaj? - spytał jeden z łowców głów.
- Tak. To właśnie ten adres został podany i tu ma się pojawić ten... Jeff. - odpowiedział Phil, po czym dodał: - Przygotować broń, on może się niedługo zjawić.
White i jego ludzie czekali w tajemniczym domu ponad kilka godzin, ale nikt się nie pojawił.
- Dobra, chłopaki, pakujcie się... Zostaliśmy wyrolowani - powiedział Phil.
Nagle zgasło światło.
- Bill, idź sprawdź bezpieczniki. - rozkazał White.
- Ale...
- To rozkaz! - przerwał Phil Billy'emu.
- Dobra... - mruknął Bill i posłusznie wyszedł.
- To dobry pomysł, żeby go tam samego puszczać? - spytał jeden z ludzi Phil'a.
- Spoko... Nic mu się nie stanie, jak raz pójdzie i coś zrobi dla drużyny - oznajmił Phil.
Wtedy rozległ się głośny krzyk Bill'a
- Co jest, k*rwa?! - krzyknął White. Z przerażeniem wpatrywał się w głowę Bill'a, która właśnie wleciała przez okno i wylądowała przed grupą łowców głów.
Wszyscy złapali za swoją broń i powoli skierowali się ku wybitemu i brudnemu od krwi oknu.
- Chcecie się pobawić? - zaśmiał się jakiś głos zza ich pleców.
Szybko się obrócili.
To był Jeff The Killer.
Ludzie Phil'a wycelowali w niego broń ale ten był szybki i wbiegł do kuchni, po czym schował się za jakąś szafkę.
Jeden z najemników pobiegł za Jeff'em, ale ten rzucił mu nożem prosto w twarz.
- Hahaha, ale zabawa! - zaśmiał się Jeff.
- Phil, spierda*ajmy z stąd! - zaproponował któryś z ludzi Phil'a.
- Nie! Zapłaci nam za śmierć Bill'a - powiedział White, wyciągnął swój bagnet i ruszył w stronę kuchni, a następnie stanął do walki z Jeff'em. Phil może i był silniejszy, ale za to Jeff był szybszy, i kiedy ten próbował go zaatakować, Jeff zrobił unik i kopnął go w twarz.
Gdy jakiś kumpel Phil'a ruszył mu na pomoc, Jeff rozbił mu głowę patelnią, a następnie zabrał jego karabin i zastrzelił pozostałych ludzi Phil'a.
White został sam z Jeff'em, który właśnie wycelował broń w jego stronę.
- Zrób to! Zabij mnie! - krzyknął Phil.
Jeff wyrzucił swój karabin gdzieś w kąt i powiedział:
- Ale wtedy nie będzie zabawy!
- Zabije cię, skurw*synie, i zgarnę swoją kasę! - oznajmił Phil.
Jeff nachylił się nad nim.
- Nie ma żadnej kasy... To ja was wynająłem.
- C... Co ty pie*dolisz?! - zaczął się jąkać Phil.
- Właśnie tak! Nudziło mi się i nie miałem co robić. - zaśmiał się Jeff, a następnie podszedł do Phil'a i szybkim ruchem podciął mu gardło.

Rano policja znalazła w domu pełno zmasakrowanych ciał i wyryty napis na ścianie:
"Go to sleep"

"Po prostu... uciekaj"


Impreza skończyła się dość późno. Co prawda nie wypiłem dużo alkoholu, ale bałem się zasiąść za kółkiem, więc ruszyłem pieszo do domu. Gdybym wtedy wiedział, co wiem teraz... Wsiadłbym do tego pieprzonego samochodu i uciekł jak najdalej stąd. Ale już jest za późno. Od dawna.
Cóż, więc przeczytaj to, co mam Tobie do opowiedzenia, gdyż istnieje szansa, że właśnie te opowiadanie jakoś Ci pomoże w uniknięciu mojego losu. Może jeszcze nie jest za późno. Może...
Kontynuując moją opowieść, szedłem do domu zupełnie sam. Mieszkałem około dwudziestu minut drogi od miejsca imprezy, więc niezbyt daleko. Droga wiodła mnie obok starego cmentarza, na którym od dawna nie chowano więcej zmarłych, był po prostu przepełniony. Teraz większość grobów była zaniedbana i w rozsypce. Gdzieniegdzie wyrosły spod ziemi drzewa, które uszkodziły stare płyty chodnikowe wiodące między grobami. Przechodząc obok zniszczonego i pokrytego rdzą ogrodzenia cmentarza, poczułem dziwną i przemożną chęć wejścia na jego teren. Było to naprawdę dziwne uczucie, zupełnie jakby ktoś obcy przemawiał wprost do moich myśli. Głos ten przybrał dla mnie formę czułej kochanki szepcącej nocą namiętnie do ucha. Zupełnie nie mogłem oprzeć się temu nagłemu pragnieniu, więc postanowiłem mu ulec. Teraz już wiem, że śmierć zawsze mówi głosem uwodzicielki.
Wszechobecna mgła spowijała stary cmentarz niczym kokon, a coś pchało mnie przed siebie, nie pozwalając mi zawrócić. Moje nogi nie chciały iść, ale mimo to robiłem wolno następne kroki, zbliżając się do nieuniknionego. Minąłem wiele grobów, niektóre z nich były tak zdewastowane przez czas, że dało się w nich dojrzeć resztki zbutwiałych trumien. Z każdym krokiem coraz bardziej pragnąłem, żeby ten dziwny sen się skończył- widocznie musiałem wypić na imprezie więcej niż mi się wydawało i zaliczyć zgon przy stoliku. A może to po prostu delirium?
Spotkałem go kilka minut po wejściu na cmentarz, ale wtedy czułem się, jakby upłynęły wieki. Siedział na jednej z lepiej zachowanych płyt nagrobnych i czule gładził palcem wyryte w niej litery i cyfry, mówiące kto i od kiedy znajduje się pod spodem. Na pierwszy rzut oka wyglądał na zwykłego faceta, jakich wielu w naszym kraju- krótkie i niezbyt gęste brązowe włosy, okrągła twarz okolona kilkudniowym twardym zarostem, a także przyozdobiona kilkoma bliznami po ospie. Liczył sobie około stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu i był raczej chudy. Ubrany był normalnie, we flanelową koszulę i lekko wytarte jeansy. Jak już wspomniałem, na pierwszy rzut oka wyglądał jak normalny człowiek. Ale gdy mu się lepiej przyjrzałem... Ręce miałem mokre od potu, a w gardle nagle pojawiła się nieprzyjemna bryła, której nie potrafiłem przełknąć. Chciałem rzucić się do ucieczki, ale nie mogłem. Czułem, jakby nogi wrosły mi w ziemię, niczym konary pobliskich drzew. Przynajmniej ten dziwny głos w mojej głowie mnie opuścił, ale obcy wciąż gapił się na mnie oczami pozbawionymi doszczętnie powiek. Ponadto jego lewe oko było w dość zaawansowanym stadium rozkładu, wypływając powoli na policzek. Z kolei patrząc uważniej na policzek dostrzegłem, że zwisa z niego całkiem pokaźny płat skóry. „Głooodnyyy” wyszeptał zombi okropnie zdeformowanym głosem, wydobytym dzięki rozkładającym się strunom głosowym. Śmierć nie była szybka i bezbolesna.
Zaczął od moich dłoni. Powoli, ale sumiennie rozdzierał moją skórę swoimi bladymi i trzęsącymi się palcami, oddzielając coraz więcej tkanki od reszty ciała, a ja dalej nie mogłem się ruszyć. Nie mogłem nawet krzyczeć, to było okropne. Gdy moje dłonie zwisały już jedynie na strzępach skóry i naczyń krwionośnych, wyszarpał je ze stawu i zaczął powoli zjadać. Palec po palcu, centymetr po centymetrze, a wszystkie kostki sumiennie wypluwał na płytę, na której wcześniej siedział. Ból był potworny, ale jakaś nieznana mi wtedy siła podtrzymywała moje ciało w pozycji stojącej i nie pozwalała mi umrzeć. Sukinsyn chciał, żebym cierpiał. Gdy moje ręce istniały już tylko w mojej pamięci, zabrał się do nóg. Gdy moje ciało zostało pozbawione wszelkiego oparcia, runąłem na plecy, rozbijając sobie głowę o resztki pobliskiego nagrobka. Tego mój konsument nie przewidział, zawył nieludzko, ale żałośnie, w wyrazie niezadowolenia, bo moje życie wyciekało ze mnie szybciej, niż tego chciał. Mimo tak młodego wieku cieszyłem się na myśl o nadchodzącej śmierci. W końcu czy po niej może być gorzej, aniżeli było w tamtej chwili? Oj, może. I to cholernie gorzej.
Momentu samej śmierci nie pamiętam. Ostatnie wspomnienie z mojego ciała dotyczy mnie leżącego na plecach i owiniętego starannie we własne jelita. Odór i samo uczucie śliskiego organu na twarzy było okropne. Zwymiotowałbym, gdybym miał jeszcze wtedy żołądek. Potem nagły oślepiający (choć nie miałem oczu) błysk światła i znalazłem się w ciele, a właściwie umyśle zombi. Widziałem przez jego zdrowe już oczy, jak wrzuca ogryzione do cna, pozostałe po mnie kości do grobu, na którym siedział. Zasunął na powrót kamienną płytę i obejrzał się wnikliwie- nigdzie nie było widać ani śladu rozkładu. Znowu wyglądał zupełnie jak żywy człowiek. „Tak lepiej, znacznie lepiej” powiedział już męskim basem w pustą przestrzeń. I ruszył szukać kolejnej ofiary na nieuniknioną ucztę.
„Nowy, nowy, nowy, a zobaczcie jaki jeszcze materialny, zjedzmy go, zabijmy go, a może by tak..” Nagle ogrom różnych głosów uderzył we mnie jak armatni pocisk. Pod ich naporem zostałem wepchnięty w głąb umysłu zombi. I wtedy ujrzałem ogrom duchów. Wszystkie bez wyjątku były białe, lecz niektóre bardziej, a inne znacznie mniej przezroczyste. Niektórym udało się zachować wygląd, jaki miały za życia, gdy inne były ledwie widocznym obłokiem. „Czy to piekło?” zapytałem, a one poczęły się szaleńczo śmiać. „Piekło, synu, tutaj jest marzeniem.” przez tłum głosów przebił się jeden, bardzo wyraźny. Próbowałem dostrzec duszę, która była autorem tego zdania, ale zostałem pchnięty przez ogromną falę złożoną z innych dusz do kolejnej części umysłu zombi. „Ofiara, ofiara, znalazł nową, ofiara, ofiara, hahahahaha”. I w ten sposób ponownie udało mi się spojrzeć oczami potwora na świat.
Widziałem jak ją śledzi, jak przez długie miesiące zakrada się za jej plecy, by choć zasmakować smaku powietrza dookoła niej... A potem jedna z dusz wyleciała z impetem z jego ciała i pomknęła w stronę młodej dziewczyny. Tym razem czekał na nią w parku. Gdy tylko dziewczyna stanęła przed jego obliczem, poczułem jak razem z falą innych dusz lecę w jej stronę. Wtedy zrozumiałem, czym była ta tajemnicza siła, która utrzymała mnie tak długo w pozycji stojącej i przy życiu. Gdy dziewczyna wreszcie upadła, zostałem wepchnięty z innymi do jej ciała, by przeżywać moment śmierci na nowo, tylko w innym ciele. Niektóre z dusz wtedy płakały, a inne śmiały się, już zupełnie szalone. Cierpiała znacznie dłużej ode mnie. Gdy wreszcie umarła, a właściwie umarliśmy, fala dusz zabrała jej zagubioną duszyczkę ze sobą do umysłu zombi.
Od tamtej chwili widziałem dziesiątki innych ofiar, zawsze oprawianych w ten sam sposób. Z każdą kolejną śmiercią moja dusza nikła coraz bardziej, choć wiedziałem, że nigdy nie zniknie zupełnie. W końcu stałaby się szalona, jak te wszystkie inne. Ale wyrwałem się. Nadludzkim (a może w moim wypadku naddusznym?) wysiłkiem oderwałem się od rwącej rzeki dusz, gdy ta mknęła w stronę następnej ofiary i poleciałem, by znaleźć się w ciele, w którym aktualnie jestem. Zombi był wściekły, ale jego rozkładające się ciało nie mogło podążyć za mną w pogoń. Wiem jednak, że i tak mnie znajdzie, to tylko kwestia czasu. Cennego czasu, szczególnie w Twoim wypadku. On Cię śledził, razem z wieloma innymi. Jesteś na jego długiej liście przyszłych przekąsek jedną z pierwszych pozycji. Pamiętasz, ile razy widziałeś szybki ruch na skraju pola widzenia? O tak, pożywiony zombi potrafi poruszać się szybciej niż niejedno rozpędzone auto. A może czułeś już jego dotyk? Gdy na ulicy jakiś obcy, normalnie wyglądający mężczyzna „przypadkowo” otarł się o Ciebie lub też potrącił dłonią Twoją rękę? Wtedy jesteś zgubiony, nic Cię nie uratuje. Jeśli jednak jeszcze Cię nie dotknął, a jest na to spora szansa, uciekaj. Jak najdalej stąd. Wsiądź w samochód, pociąg, samolot, czy co tylko zechcesz i spieprzaj jak najdalej. Zawsze istnieje szansa, że zgubi Twój trop, że Twój zapach zostanie zamaskowany przez miliony innych.
Znalazł mnie. Widzę przez okno, jak forsuje jednym uderzeniem drzwi wejściowe do domu, w którym się znajduję. Moją duszę czeka szaleństwo, gorsze od piekła. Ale Ty... Uciekaj. I pamiętaj, że śmierć to najczulsza z kochanek. Nie daj się jej zwieść.

"Wewnętrzne szaleństwo"


Czy kiedykolwiek słyszeliście porzekadło: „Każdy z nas jest trochę szalony”? Porzekadło to jest prawdziwe, dosłownie i w przenośni. Jest to opowieść o chłopcu imieniem David, który musiał zmierzyć się ze swym wewnętrznym szaleństwem.
- Gdzie ja jestem? - zawołał David.
- Znajdujesz się we wnętrzu własnego umysłu, chłopcze. Mówiąc konkretniej, jesteś w śpiączce. - odparł nieziemski głos.
- Kto to powiedział i skąd wie, jak mam na imię?- zapytał David.
- Ja to powiedziałem. Wiem o tobie dużo więcej.
Gdy David odwrócił się, usiłując zlokalizować źródło głosu. Zobaczył coś niezwykłego.
Była to humanoidalna forma ciemności, która zbliżała się do niego.
- Kim jesteś, do cholery?! - wrzasnął David, próbując uciec od stwora.
- Jestem tobą, Davidzie. - odpowiedział zapytany. - Jestem rzeczą, którą trzymasz w ryzach każdego dnia, która pozwala ci ukryć swój strach. Jestem tym, który szepcze ci w snach, byś przestał brać na poważnie fałszywe obietnice bezpieczeństwa, które oferuje ci ład i możliwość przyłączenia się do mnie. JESTEM TWOIM WEWNĘTRZNYM SZALEŃSTWEM! - wykrzyknęła istota.
- Czego ode mnie chcesz? - zadrżał David.
- Pragnę dać ci moc, abyś mógł zabić swoich wrogów. Moc do wielkich czynów. Pod jednym warunkiem: musisz podporządkować mi całkowicie swoją wolną wolę - zagrzmiała istota.
- Nigdy nie poddam się szaleństwu! - wrzasnął David.
Zaczął biec ile sił w nogach do piętrzącej się przed nim spirali chaosu. Świat zaczął się zakłócać i zawijać wokół niego. Był przerażony, jego serce biło jak szalone, nie przestało jednak działać. W końcu dotarł do olbrzymich białych, tajemniczych drzwi. Otworzył je i onieśmielony wszedł do środka. Jego oczom ukazała się piękna łąka z kwiatami o różnych barwach. Na środku łąki stała kobieta o długich brązowych włosach, ubrana w śliczną białą suknię. Patrzyła na Davida, skinięciem głowy każąc mu podejść.

"Overside"


John w dzieciństwie dużo grał w gry. Na jego półce widniała cała kolekcja niezliczonych płyt którymi zapewniał sobie miły czas. Rzadko zdarzała się chwila gdy wolał coś innego. Zawsze jednak pragnął zostać twórcom gier bądź hackerem. Przez wiele lat uczył się tworzyć programy marnując wiele godzin spędzonych przed komputerem. Pierwszą grę zrobił gdy miał 9 lat. Była to platformówka 2D. Mały ludzik musiał przejść przez dżungle skacząc po lianach, unikając przeciwników i łapaniem bonusów aby znaleźć księżniczkę uwięzioną w zamku w sercu dżungli. Gra była niesamowicie dobra jak na takiego dzieciaka. Duża mapa oraz animacja przedmiotów była zadowalająca. Od tego czasu zaczął robić najróżniejsze gry. Od małych po długie z ciekawą fabułą. Jednak zawsze marzył zrobić coś w wymiarze 3D. Mimo wielu prób nie udawało mu się.
Kiedy John miał już 14 lat postanowił spytać o radę. W tym celu założył konto na znanej stronie ask.fm pod nickiem Mastersword2998. Gdy napisał pytanie o tym jakie programy i samouczki pomogły by mu w stworzeniu dobrej gry w 3D minęło wiele czasu nim przybyła przynajmniej jedna odpowiedź. Po 3 tygodniach wejścia z powrotem na zapytanie dostał około 40 odpowiedzi. Zawiódł się z powodu gdyż większość programów znał i nie potrafił z nich korzystać a przynajmniej nie były w stanie dopracować szczególnie ważnych dla Johna rzeczy. Kiedy przeglądał treści natknął się na osobę o nicku NotSmokesss2 mówiącą o nowym programie z wbudowaną dokładną instrukcją nad robieniem gier. Gdy spytał się o jakość i wersję użytkownik nie odpowiedział. Mimo tego pobrał instalację i zainstalował go. Ważył dość sporo a brak licencji było dość dziwne. Po wszystkim uruchomił go i od razu zaskoczyła go zrozumiała instrukcja krok po kroku mówiąca jak wszystko zrobić. Dużo czasu minęło nim John zrobił przynajmniej jakąś rzecz jednak nie poddawał się i ciężko pracował tworząc coś niezwykłego. Po 5 latach był w stanie zapisać grę. Nazywała się NightHider a polegała na chodzeniu w nocy po różnych miejscach odnajdując przedmioty i niszcząc wrogów. Wszystko było dobrze więc postanowił wysłać grę do internetu w celu stestowania jej. Ta rzecz była dla Johna czymś niezwykłym. Jego pierwsza gra w 3D po tylu latach będzie do pobrania i testowania pierwszych wersji. Nazajutrz pojawiło się wiele komentarzy o tym że gra wydaje się ciekawa, fascynująca i długa.
Miesiąc po tym pojawił się komentarz że od 50 poziomu zaczyna go boleć głowa grając w wiadomą grę. Niedługo informacja zaczęła się powtarzać o dziwnych przypadkach bólu, skurczy i podobnych. Sprawa nabrała jednak uwagi gdy w mediach usłyszano o przypadku popełnienia samobójstwa wielu osób mających kontakt z NightHiderem. Winny był oczywiście John przez co dostał wyrok pozbawienia wolności na 5 lat. Nikt nie wiedział co przyczyniało się do tych dziwnych zjawisk aż pewna grupa hackerów postanowiła to sprawdzić.
Na poniższych poziomach w kodzie gry nie znaleziono niczego paranormalnego. W końcu nadszedł czas sprawdzić poziomy po 50 poziomie. Wszystko było raczej w normie z wyjątkiem kodu mającym zadanie nadsyłanie informacje graczy do napisów końcowych chodź były normalne. W końcu okazało się że informacje te lądują jako pliki .bat do specjalnego folderu w bazie konfiguracji. Otwarcie ich powodowało wyłączanie systemu a texturelightplayer.bat powodował usunięcie plików systemowych. Z tego powodu również sprawdzono ich kod i jak się okazało pod koniec każdego kodu plików była jedna cyfra, liczba bądź znak. Hackerzy wpadli na pomysł by połączyć wszystkie te znaki. Po skończeniu tego postanowili zapisać ten plik jako .bat jednak nic to nie dało. Spróbowano jako .exe. Po otwarciu komputer wydawał niskie dźwięki a następnie pliki dotyczące dysku C zostały zduplikowane. Sprzęt wygasł. Nie byli w stanie go uruchomić. Okazało się że wiatrak wewnętrzny uległ awarii. Gdy tylko naprawiono to monitor zaczął chodzić a następnie reszta. Grupa zaczęła się denerwować sytuacją aż nagle w pliku gry pojawił się nowy plik o nazwie Overside.jpg
Dalej nie wiadomo co się stało z grupą ludzi. Strona z pobraniem nighthider została usunięta a komputer którym posługiwali się hackerzy został przeniesiony do stref badawczych w celu znalezienia czegoś dziwnego. Po uruchomieniu jego znaleziono plik Overside.jpg bez znaczenia odtworzyli go. Wszyscy później w tajemniczych sytuacjach zmarli. Plik został usunięty choć jak wiadomo niektórzy posiadali jeszcze grę. Jedna z osób odnalazła plik i dodała go do sieci w celu pobrania.

"Moje różyczki"


Sąsiedztwo, w którym mieszkałem, było niesamowite. Wszyscy ludzie byli dla siebie życzliwi i zawsze mogłem zwrócić się do kogoś o pomoc. Tego właśnie szukałem po wyjeździe z Nowego Yorku. Spokoju i odrobiny zrozumienia ze strony otaczających mnie ludzi.
Musiałem przerwać studia, by zająć się moją ośmioletnią siostrą Cindy. Nasi rodzice mieli wypadek samochodowy i ze względu na to, że ja byłem jej jedynym żyjącym krewnym, który był w stanie zająć się nią na stałe (nasza babcia miała prawie dziewięćdziesiąt lat i zaćmę na lewym oku a jedyna ciocia siedziała w pierdlu za kradzież) powierzono mi opiekę nad nią. Wprowadziliśmy się do domku na przedmieściach. Okolica - tak jak już wspominałem - bardzo mi odpowiadała. W pobliżu mieszkało kilka rodzin, które posiadały dzieci w wieku Cindy, więc mała miałaby z kim się bawić. Znalazłem pracę w księgarni. Pieniądze nie były wielkie, ale wystarczyły na utrzymanie mnie i dziewczynki. Najbardziej zaskoczyła mnie sąsiadka mieszkająca za płotem. Była to starsza pani o nazwisku Jenkins. Miała sześćdziesiąt pięć lat, ale zachowywała się jak szesnastolatka. Opowiadała mi, że jest bardzo samotna. Jej mąż zginął na wojnie, a jej dwaj synowie, jak to określiła "byli bardzo złymi chłopcami". Cindy oszalała na jej punkcie. Codziennie przesiadywała pod płotem, podczas gdy pani Jenkins pieliła w ogródku i opowiadała jej niesamowite historie z jej dzieciństwa. Cieszyłem się, że mała ma zajęcie. Nie przysłuchiwałem się ich rozmowom, ale wyglądało na to, że obyie czerpią przyjemność ze spędzania razem czasu.
Sąsiedzi zaczęli dziwnie patrzeć na Cindy. Kiedy przechodzili obok płotu, marszczyli czoło i rozglądali się dookoła. "Dziwni ludzie" mruczałem pod nosem wkurzony. 
Sam zacząłem zauważać dziwne rzeczy. Pani Jenkins od miesiąca (czyli od kiedy się tu wprowadziliśmy) nosiła się z zamiarem zaproszenia nas do siebie na herbatę, ale nigdy nie powiedziała otwarcie, że chce byśmy byli jej gośćmi, a kiedy sam próbowałem się do niej "wprosić" wykręcała się bałaganem w domu albo mówiła, że jest umówiona w klubie bingo. Wiele razy zapraszałem ją do nas, ale również nie chciała przyjść.
Była nieuchwytna. Widziałem ją tylko i wyłącznie wtedy, gdy wychodziła do ogrodu by zajmować się kwiatami. Kilka razy nawet stałem u niej na ganku i pukałem, ale nikogo nie było w domu. Myślałem, że może praca w ogrodzie jest dla niej zbyt męcząca i potrzebuje mnóstwa odpoczynku. Widać było, że jej harówka przy chwastach się opłacała. Jej ogród był pełen kwiatów o wyrazistych kolorach, a trawa i drzewa tylko w jej ogrodzie były tak bujne i zielone. Kiedy pytałem o jej sekret, mówiła "Moje różyczki potrzebują wiele troski i miłości, ale jak to mówią: ciężka praca popłaca".
Gdy minęły trzy miesiące od naszej przeprowadzki, sąsiad z naprzeciwka zapukał do moich drzwi. Zaprosiłem go do środka i dałem mu butelkę piwa.
- Jestem zdziwiony, że jeszcze tu mieszkacie. - pokręcił głową.
- Co? Czemu? - zmarszczyłem brwi.
- No co ty... Nic nie wiesz? - otworzył szeroko oczy - Jesteście już chyba dziewiątymi właścicielami tego domu. Poprzednim rodzinom ginęli bliscy. Twierdzili, że dom z którym graniczy jest nawiedzony. Dlatego nikt nie chciał go kupić.
- Gadanie... - warknąłem - Jak widzisz my mamy się dobrze i jeszcze nie widziałem tu żadnego ducha.
- Słuchaj... - zagadnął - A ta twoja mała, to ma jakieś problemy psychiczne?
- ŻE CO? - zakrztusiłem się piwem.
- No bo wiesz... Od trzech miesięcy siedzi pod płotem i gada sama ze sobą.
- Sama ze sobą? Ona rozmawia z panią Jenkins! - zacząłem gubić się we własnych myślach.
- Jaką Jenkins? Ten dom od trzydziestu lat jest opuszczony...
- Jak... Co... - zrobiło mi się słabo.
- Właśnie o tym ci mówiłem. Jest nawiedzony. Trzydzieści lat temu kobieta która mieszkała w tym domu zabiła swoich synów, bo grali w piłkę i strącili jej doniczki z pelargoniami. Powiedziała, że są bardzo złymi chłopcami, zabrała ich do piwnicy i poderżnęła im gardła. Zawiesiła ich na hakach pod sufitem i zbierała spływającą krew do wiader, po czym podlewała nią grządki. Ciała chłopców poćwiartowała i zakopała w grządkach. Policja zgarnęła ją pół roku po popełnieniu zbrodni. Kiedy siedziała w więzieniu, nie mogła znieść tęsknoty za ogrodem i popełniła samobójstwo. Od tamtej pory rośliny w jej ogrodzie kwitną same i wyglądają na takie, którymi ktoś zajmuje się cały czas. Tak... Ona kochała swój ogródek... Mogłaby za niego zabić...
- Mówiłeś... O zaginięciach... - wyszeptałem.
- Tak, tak. - pokiwał głową - Członkowie rodzin ginęli jeden po drugim, a później w okolicach domu Jenkins znajdowali rękę, nogę albo jakiś inny kawałek ciała zaginionego. Kompletnie wysuszony...
- Wysuszony...? - byłem bliski omdlenia.
- No... Tak jakby został poddany mumifikacji. Nie było w nim ani kropelki krwi. A rośliny nadal rosną... - wyjrzał przez okno - Będę spadać. Dzięki za piwo. Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie szukać.
Kiedy wyszedł, wybiegłem z domu i bez słowa wciągnąłem Cindy do środka. Zakazałem jej spotykania się z panią Jenkins i kazałem jej iść do siebie do pokoju. Wieczorem wyjrzałem przez okno. Pani Jenkins stała przy płocie i obserwowała nasz dom. Przestraszyłem się i poszedłem do swojej sypialni. Miałem problemy z zaśnięciem. Około północy usłyszałem brzęk tłuczonego szkła. Pobiegłem do sypialni Cindy. Szyba w oknie była wybita, a na ziemi leżała kartka pobrudzona ziemią. Pisało na niej "Moje różyczki potrzebują nawozu". Cindy zniknęła. Pobiegłem do sąsiada z naprzeciwka błagając o pomoc.Obydwoje zwołaliśmy całe sąsiedztwo na poszukiwania.
Znajdę ją... Czuję, że nie jest jeszcze za późno. Muszę uratować moją siostrę. Nie pozwolę, żeby gniła zakopana pod krzakami róż... 

"The Legend Of 22nd April"


Nie ma to jak lany poniedziałek. Któż go nie lubi? Można oblewać wszystkich i wszystko i nikt nie może sie obrazić. Dzieci z pistoletami na wodę mogą czuć się jak na wojnie. Jedna grupa to jakiś kraj i druga grupa to też jakiś inny kraj, a rodzice próbujący ich opanować są jak papieże. Ale mniejsza z tym. Przejdźmy do sedna...
Razem z rodzicami pojechaliśmy na wieś do znajomego mojej mamy. Mam na imię Matthew. Ile mam lat? Nieważne. Chloe i Josh to moi rodzice, a Miley to moja o trzy lata młodsza siostra. Penny i Jeffrey to przyjaciele mojej mamusi. Mają oni synka, mojego kolegę - Mark'a. Koło ich domu mieszka starszy od wszystkich Jack. Jest to stary oprych wkurzający wszystkich wokół. Ciągle mu nic nie pasuje. Prawdopodobnie leczył się psychiatrycznie, lecz żaden specjalista nie mógł mu pomóc... Wróćmy do mojej historii...
Gdy zajechaliśmy do Krupmów (bo tak mieli na nazwisko Penny, Jefreey i Mark), było bardzo ciepło. Mark chodził koło swojego domu z pistoletem na wodę i polował na mnie. Gdy tylko podszedł bliżej, wybiegłem z butelką pełną wody, której zawartość wylądowała na jego głowie. On też mnie oblał. Po jakiejś godzinie opiekuni moi i Mark'a zaczęli razem z nami i Miley oblewać się wodą jak dzieci. Zabawa była świetna, aż do czasu, gdy przyszedł Jack...
- Uspokójcie się, do cholery! - krzyknął rozwścieczony jak zawsze Jack.
- Spokojnie, my się tylko bawimy - odrzekłem.
Jack odwrócił się z miną, jakby chciał wszystkich pozabijać... Gdy staruch się odwrócił, Mark do niego podbiegł i oblał go z pistoletu. Jack złapał go za oszywkę i zmierzał w kierunku studni, która była umieszczona niedaleko niego.
- Już ja cię, gówniarzu, obleję! - powiedział rozwścieczony Jack.
- Panie Freeman, niech pan się uspokoi, to tylko dziecko - powiedziała Penny.
Jack zrobił taki szkaradny uśmiech, po czym podniósł pokrywę od studni. Byłem tak przerażony, że nie wiedziałem co robić, lecz po chwili wbiegłem w pana Freemana (bo tak Jack miał na nazwisko), wywracając go na ziemię. Twarz Jack'a rozpromieniała złością. Jego twarz nagle jakby uległa zmianie. Jego brwi uniosły się, tak jak jego lewa część wargi. Mark szybko zaczął biec w stronę rodziców, a ja leżałem przed Jack'iem.
- Już ja wam teraz zrobię lany poniedziałek! - zawołał głośno Jack.
Zacząłem biec w stronę mojej mamy. Jack urwał wiadro z łańcucha, które wisiało nad studnią. Nabrał do niego wody i zaczął biegnąć w naszą stronę. Mocnym uściskiem złapał za rękę mojego taty, po czym włożył jego głowę do wiadra i zaczął trzymać.
- On go topi! - zakrzyczałem ze smutnym wyrazem twarzy.
Na mojej twarzy pojawiły się łzy. Tata po kilku minutach przestał się ruszać, a inni dorośli patrzyli i nie reagowali. To było bardzo dziwne. Jack śmiał się dziko i pobiegł do swojego garażu. Właśnie wtedy mama podeszła do zmarłego i zaczęła płakać. Powiedziała, że tego nie zniesie i osieroci mnie i Miley. Po tych słowach rozbiła szybę w oknie i szybkim przecięciem jamy brzusznej zaczęła krwawić. Od razu zmarła. Penny i Jeffrey patrzyli jak zahipnotyzowani do czasu, aż przyszedł nasz kochany (ironia) sąsiad z butelką, w której była wodnista, zielona substancja.
- Teraz kolej na was - powiedział staruch.
Złapałem Miley i Mark'a za ręce i zacząłem uciekać. Rodzice chłopaka stali dalej jak zamurowani. Mark widział, jak sąsiad jego mamie wlewa dziwną, mazistą substancję, po czym pada na ziemię. Ojciec chłopca rozpoczyna walkę ze starcem, lecz ląduje w studni.
- Musimy się gdzieś ukryć - powiedziałem.

- Mam piwnicę. Tam możemy pójść - powiedział Mark.

- Dobra. Chodźmy tam - odrzekłem.

Gdy doszliśmy do domu, szybko weszliśmy do piwnicy. Słyszeliśmy, jak ktoś chodził po domu. Ja razem z Miley schowaliśmy się w dużej, brązowej szafie. Natomiast Mark skitrał się za drzwiami do spiżarki, która była obok. Po jakichś dwudziestu minutach usłyszałem, jak do piwnicy ktoś wchodzi. Po chwili można było usłyszeć skrzyp drzwi spiżarni. Pociągnąłem siostrę za rękę i wybiegając zobaczyłem, jak Jack podrzyna gardło patykiem Mark'owi. Patyk był dobrze zastrugany i bardzo ostry. Mark upadł na ziemię, a ja z Miley dobiegliśmy do wyjścia z piwnicy. Usłyszeliśmy słowa Jack'a: "I jak? Fajnie się bawimy?".
Drzwi od piwnicy zakneblowaliśmy i postanowiliśmy pojechać na policję. Czekaliśmy na PKS, oglądając się, czy nie zmierza do nas szalony sąsiad martwego już Mark'a. Gdy dojechaliśmy na komisariat, była już godzina 23:59. Opowiedzieliśmy wszystko policji i wraz z nimi pojechaliśmy do domu Mark'a. O dziwo nie było tam żadnych ciał, a piwnica była zamknięta od środka. Co się okazało, Jack'a w domu też nie było, ponieważ dom był już spalony. To było bardzo dziwne. Uznali naszą historię za bujdę. Potem oświadczono, że nasi rodzice zaginęli i trafiliśmy do rodziny zastępczej...
Minęło już kilka lat od tego feralnego wydarzenia. Dzisiaj jest właśnie lany poniedziałek 22 kwietnia. W ten dzień, właśnie dwudziestego drugiego, Jack zabił całą moją rodzinę. Teraz wraz z Miley jesteśmy pełnoletni i uniezależniliśmy się od rodziny zastępczej. Ktoś właśnie dzwoni do drzwi. Miley poszła otworzyć. Za drzwiami stał Jack, którego twarz była dużo bardziej zniekształcona. Powiedział on:
"Śmingus-Dyngus! Wróciłem!" i dźgnął kilka razy moją siostrę w brzuch. Miley upadła na ziemię w kałuży swojej krwi. Przerażony szybko zacząłem biec do salonu. Zza łóżka wyciągnąłem strzelbę. Gdy tylko Jack wszedł do owego pokoju, wykrzyknąłem "Czekałem na ciebie, skurwielu!" i pociągłem za spust. Jack dostał kulkę prosto w serce. Leżał i krwawił, a ja patrzyłem na niego z dumą.
Myślałem "Właśnie się zemściłem" i przyłożyłem do jego czoła strzelbę, po czym wypaliłem kolejną kulkę w jego czoło. Policja stwierdziła, że to ja zabiłem swoją siostrę, a potem Jack'a. Co gorsza dowiedziałem się, że ten staruch był moim wujkiem. Teraz wiedziałem, dlaczego moi rodzice dziwnie reagowali, gdy zobaczyli, jak on chciał utopić Mark'a...
Sprawy sądowe i ciągłe przesłuchania były już dla mnie normą. Tłumaczyłem im cały czas całą prawdę, lecz oni "wiedzieli lepiej". Sędzia wymierzył mi dożywocie, za zabójstwo całej rodziny i rodziny Krumpów. "Jak to całej?"- zapytacie. A tak to, że Jack przed zabójstwem mojej siostry przyniósł zamrożone ciała wszystkich zabitych i powiesił u mnie w piwnicy koło mojej domowej wędzarni.
Jak koło wędzarni, to wiadomo, że ciała były "smażone". Nazwali mnie psychopatą i teraz piszę ten list, w którym opisuję to, co się stało. Ten list trafił właśnie do Ciebie, a teraz proszę Cię... Przekaż go dalej, niech wszyscy wiedzą, że to ja mam rację...