"Moje różyczki"
Sąsiedztwo, w którym mieszkałem, było niesamowite. Wszyscy ludzie byli dla siebie życzliwi i zawsze mogłem zwrócić się do kogoś o pomoc. Tego właśnie szukałem po wyjeździe z Nowego Yorku. Spokoju i odrobiny zrozumienia ze strony otaczających mnie ludzi.
Sąsiedzi zaczęli dziwnie patrzeć na Cindy. Kiedy przechodzili obok płotu, marszczyli czoło i rozglądali się dookoła. "Dziwni ludzie" mruczałem pod nosem wkurzony.
Sam zacząłem zauważać dziwne rzeczy. Pani Jenkins od miesiąca (czyli od kiedy się tu wprowadziliśmy) nosiła się z zamiarem zaproszenia nas do siebie na herbatę, ale nigdy nie powiedziała otwarcie, że chce byśmy byli jej gośćmi, a kiedy sam próbowałem się do niej "wprosić" wykręcała się bałaganem w domu albo mówiła, że jest umówiona w klubie bingo. Wiele razy zapraszałem ją do nas, ale również nie chciała przyjść.
Była nieuchwytna. Widziałem ją tylko i wyłącznie wtedy, gdy wychodziła do ogrodu by zajmować się kwiatami. Kilka razy nawet stałem u niej na ganku i pukałem, ale nikogo nie było w domu. Myślałem, że może praca w ogrodzie jest dla niej zbyt męcząca i potrzebuje mnóstwa odpoczynku. Widać było, że jej harówka przy chwastach się opłacała. Jej ogród był pełen kwiatów o wyrazistych kolorach, a trawa i drzewa tylko w jej ogrodzie były tak bujne i zielone. Kiedy pytałem o jej sekret, mówiła "Moje różyczki potrzebują wiele troski i miłości, ale jak to mówią: ciężka praca popłaca".
Gdy minęły trzy miesiące od naszej przeprowadzki, sąsiad z naprzeciwka zapukał do moich drzwi. Zaprosiłem go do środka i dałem mu butelkę piwa.
- Jestem zdziwiony, że jeszcze tu mieszkacie. - pokręcił głową.
- Co? Czemu? - zmarszczyłem brwi.
- No co ty... Nic nie wiesz? - otworzył szeroko oczy - Jesteście już chyba dziewiątymi właścicielami tego domu. Poprzednim rodzinom ginęli bliscy. Twierdzili, że dom z którym graniczy jest nawiedzony. Dlatego nikt nie chciał go kupić.
- Gadanie... - warknąłem - Jak widzisz my mamy się dobrze i jeszcze nie widziałem tu żadnego ducha.
- Słuchaj... - zagadnął - A ta twoja mała, to ma jakieś problemy psychiczne?
- ŻE CO? - zakrztusiłem się piwem.
- No bo wiesz... Od trzech miesięcy siedzi pod płotem i gada sama ze sobą.
- Sama ze sobą? Ona rozmawia z panią Jenkins! - zacząłem gubić się we własnych myślach.
- Jaką Jenkins? Ten dom od trzydziestu lat jest opuszczony...
- Jak... Co... - zrobiło mi się słabo.
- Właśnie o tym ci mówiłem. Jest nawiedzony. Trzydzieści lat temu kobieta która mieszkała w tym domu zabiła swoich synów, bo grali w piłkę i strącili jej doniczki z pelargoniami. Powiedziała, że są bardzo złymi chłopcami, zabrała ich do piwnicy i poderżnęła im gardła. Zawiesiła ich na hakach pod sufitem i zbierała spływającą krew do wiader, po czym podlewała nią grządki. Ciała chłopców poćwiartowała i zakopała w grządkach. Policja zgarnęła ją pół roku po popełnieniu zbrodni. Kiedy siedziała w więzieniu, nie mogła znieść tęsknoty za ogrodem i popełniła samobójstwo. Od tamtej pory rośliny w jej ogrodzie kwitną same i wyglądają na takie, którymi ktoś zajmuje się cały czas. Tak... Ona kochała swój ogródek... Mogłaby za niego zabić...
- Mówiłeś... O zaginięciach... - wyszeptałem.
- Tak, tak. - pokiwał głową - Członkowie rodzin ginęli jeden po drugim, a później w okolicach domu Jenkins znajdowali rękę, nogę albo jakiś inny kawałek ciała zaginionego. Kompletnie wysuszony...
- Wysuszony...? - byłem bliski omdlenia.
- No... Tak jakby został poddany mumifikacji. Nie było w nim ani kropelki krwi. A rośliny nadal rosną... - wyjrzał przez okno - Będę spadać. Dzięki za piwo. Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie szukać.
Kiedy wyszedł, wybiegłem z domu i bez słowa wciągnąłem Cindy do środka. Zakazałem jej spotykania się z panią Jenkins i kazałem jej iść do siebie do pokoju. Wieczorem wyjrzałem przez okno. Pani Jenkins stała przy płocie i obserwowała nasz dom. Przestraszyłem się i poszedłem do swojej sypialni. Miałem problemy z zaśnięciem. Około północy usłyszałem brzęk tłuczonego szkła. Pobiegłem do sypialni Cindy. Szyba w oknie była wybita, a na ziemi leżała kartka pobrudzona ziemią. Pisało na niej "Moje różyczki potrzebują nawozu". Cindy zniknęła. Pobiegłem do sąsiada z naprzeciwka błagając o pomoc.Obydwoje zwołaliśmy całe sąsiedztwo na poszukiwania.
Znajdę ją... Czuję, że nie jest jeszcze za późno. Muszę uratować moją siostrę. Nie pozwolę, żeby gniła zakopana pod krzakami róż...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz