"Nocny kurs"
Pamiętam tą noc jakby wydarzyła się wczoraj chociaż minęło już pół roku...
Stałem już jakieś pół godziny na przystanku
czekając na ten pieprzony tramwaj, który miał mnie odwieść do domu. Była
to jedna z mroźniejszych nocy tego roku.
Już miałem zamiar zamówić taksówkę, ukraść auto, wszystko byle nie stać bezczynnie na tym przystanku, kiedy w końcu przyjechał.
Zatrzymał się na przystanku z głośnym zgrzytem. Gdy
się otworzyły drzwi w uszach miałem już tylko głośny szum. Wagon był
przesiąknięty mrokiem. Naprawdę bałem się do niego wchodzić, ale było w
nim cieplej niż na zewnątrz. Po omacku znalazłem siedzenie i się
usadowiłem.
I wtedy stało się coś niespodziewanego, zapaliło
się ostre światło. Zobaczyłem w blasku całą masę ciemnych kreatur które
się patrzyły na mnie, swoimi jasnymi oczami. Serce biło tak mocno jakby
się chciało wyrwać i zobaczyć je. Gdy dwie z nich ruszyły w moją stronę,
zamarłem w bez ruchu oraz przestałem oddychać.
Chwile stawały się wiecznością.
Wtedy moje oczy przywykły do światła i okazało się
że to ludzie a ta dwójka to było jakieś stare małżeństwo. Uspokoiłem
się, oddech wrócił do normy, rozsiadłem i zacząłem czytać książkę.
Zmieniając stronę podniosłem na chwilę głowę. Po prostu wpatrywała się
we mnie swoimi błękitnymi oczami.
- Cześć –powiedziała.
Normalnie bym się zarumienił i coś wybełkotał ale krew była już gdzie indziej.
- To chyba jesteś zajęty – stwierdziła.
- Poczekaj –wybełkotałem.
Znów zwróciła swoje błękitne oczy w moim kierunku.
Miała długie, lekko kręcone, rudę włosy.Nosiła lekką, przewiewną
błękitną sukienkę a w talii jakiś czerwony pasek. Olśniewała każdym
oddechem(a miała czym), każdym ruchem.
Zaczęliśmy rozmawiać o różnych rzeczach.
- Chcesz zatańczyć – zaproponowała.
- Chętnie
- Hej gwóźdź zapuść jakąś muzę – zawołała do jakiegoś dresa z radiem.
- To ty go znasz? – spytałem zdziwiony.
- Już jakiś czas go widuje codziennie – odparła obojętnie.
Wszyscy na nas patrzyli, klaskali, uśmiechali się na nasz widok. Nie chciałem by te chwilę przepadły w taki sposób.
- O cholera, na następnym przystanku wysiadam. – zauważyłem z zawodem.
Spojrzałem się na chwilę na śrubę czy jakoś tak i
spostrzegłem jakby nie miał połowy twarzy. Widziałem dokładnie ścięgna i
mięśnie umiejscowione na twarzy, mocno odstającą gałkę oczną i krew
spływającą po czymś co chyba było krtanią. Przeraziłem się porządnie.
- Uspokój się, to tylko zmęczenie – uspakajała mnie. Jakby wiedziała co widzę. – Wszystko jest w porządku.
Mrugnąłem parę razy i wszystko było cacy. Chwilę później staliśmy już przy drzwiach by się pożegnać.
- Mam nadzieję, że się znowu spotkamy – powiedziałem po namiętnym pocałunku.
- Mam nadzieję, że nie prędko.
Chwilę potrwało zanim zrozumiałem te słowa, jak je
już zrozumiałem od razu znikł uśmiech z mojej twarzy przed którą właśnie
zamknęły się drzwi. Patrzyłem na wschód gdzie odjeżdżał tramwaj gdy
błysnęły mi w oczy jego numery niczym raca. Był to numer 1045. Gdy
ponownie spojrzałem w tym kierunku nie było już tramwaju tylko
wschodzące słońce.
Po powrocie do domu nie potrafiłem zasnąć ciągle o
niej myślałem i o tym numerze. W końcu zacząłem przeszukiwać internet w
poszukiwaniu informacji. Po paru bezużytecznych stronach znalazłem coś
co mnie przeraziło. Moją ukochaną przeciętą w poprzek na pół. Dokładnie
rzecz biorąc znalazłem artykuł dotyczący wypadku tramwaju. Było wiele
nie wyraźnych zdjęć ale ją poznałem po błękitnej sukience. Przeczytałem
że ten wypadek zdarzył się około 6 lat temu.
Opowiadam tą historię siedząc w kuchni by podzielić się z wami że chcę ją znowu zobaczyć nie zważając na trudności.
A więc do zobaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz