"Duch z cmentarza"
Lipiec 2013, wtedy to odwiedziłam swoją ciocię z dalekiego pokolenia (kuzynka babci - chyba dalszego pokrewieństwa nie mogło być). Pojechałam do niej i jej dzieci mieszkania w Orłowie koło Nowego Dworu Gdańskiego (woj. pomorskie). Jedna z jej córek mieszka tam wraz ze swoimi dwiema córkami. I to, co ciekawsze - tak jak ja uwielbia tajemnicze zjawiska, duchy, nawiedzone miejsca, itp. Gdy ta powiedziała mi o pewnym starym ormiańskim cmentarzu z okresu zaboru pruskiego (XVIII-XIX w.), od razu chciałam to miejsce zobaczyć. Prócz wspomnianego miejsca niedaleko domku ciotki, jest także opuszczona willa - niewielki dworek oraz ruina stodoły, która to nie ma dachu, a w jej wnętrzu rosną spokojnie wierzby. Nieopodal tychże miejsc jest pole tuż koło jezdni, gdzie na nim hasają m. in. jelonki czy sarny (sama byłam tego świadkiem).
Jako że nie byłam w dworku, a przechodziłam tylko obok stodoły, tak więc skupię się tu wyłącznie na cmentarzu.
Kiedyś szukałam o nim jakichkolwiek informacji,
ale niczego nie znalazłam. Jedynie przy wejściu do cmentarza widnieje
tablica z jego historią i... kartkami, które niegdyś były zdjęciami
(gdyby nie deszcz, który wypłukał tusz z nich). Prócz tejże tablicy są
także szczątkowe informacje od mojej ciotki. W miejscu, gdzie teraz stoi
drewniany krzyż, stała tam dawniej drewniana kaplica, która na początku
XX w. spłonęła (nie wiadomo, co wtedy zawiniło). Gdy moja ciocia była
mała, kiedyś bawiąc się na cmentarzu, znalazła srebrny nóż
(prawdopodobnie majątek zmarłych, którzy woleli wziąć go ze sobą do
grobu).
Cmentarz dziś jest w opłakanym stanie, choć
widać, że ktoś po części go "pielęgnował", by do reszty się nie
zniszczył. Moja kuzynka nawet była dość zdziwiona, że drogę do cmentarza
ktoś skosił (przedtem była mocno zaniedbana i obrośnięta). Gdy byłyśmy
tylko we dwójkę, za moim pierwszym razem, byłam mocno zachwycona tymże
terenem. Już wtedy zauważyłam, że "biografie" będące na grobach są
napisane staroniemieckim językiem (Pomorze wtedy należało do zaboru
pruskiego). Zdołałam jedynie to rozpoznać, gdyż mój niemiecki mocno
kuleje. Powiedziałam kuzynce, że chętnie wrócę w to miejsce następnego
dnia, gdy ubiorę dłuższe spodnie i wezmę ze sobą aparat (lipiec wtedy
był bardzo gorący i słoneczny, a co za tym idzie - dużo robactwa,
oczywiście). Zgodziła się i wróciłyśmy do domu.
Następnego dnia wyruszyłyśmy do owego miejsca.
Prócz mnie i kuzynki z nami poszły jeszcze jej dwie córki (9 i 11 lat)
oraz ich dobra przyjaciółka z sąsiedztwa (u której występował taki
problem, że miała problemy z poprawną wymową - ciężko ją było w ogóle
zrozumieć i momentami musiałam prosić dzieci cioteczne (nie potrafię
określić ich pokrewieństwa ze mną) o tłumaczenie). Wyruszyłyśmy po
obiedzie. Ubrałam się tak, by mnie po nogach nie kąsało i żeby było
wygodnie robić zdjęcia. Nie zapomniałam też o aparacie.
Na "dzień dobry" pojawiły się problemy, a
dokładnie z zachowaniem dziewczynek. Ja wiedziałam, że to cmentarz, mimo
że w ruinie, ale jest to miejsce pochówku dawnych tutejszych
mieszkańców, więc trzeba oddać im szacunek i zachowywać się stosownie do
przebywania na cmentarzu. Niestety, dziewczynki odebrały to raczej jako
"plac zabaw", po czym zaczęły skakać po grobach, wskakiwać na betonowe
bloki-tablice, pokrzykując do siebie. Ja się bardziej skupiłam na
robieniu zdjęć.
Po jakimś czasie kuzynka odrzekła, że idzie z
dziewczynkami na polną dróżkę, gdyż zaczęły ją powoli kąsać insekty.
Dodała, że tam na mnie poczeka (gdyż ja dalej wolałam robić zdjęcia). Po
10 minutach od ich odejścia, z równym odstępem co 5 minut, zaczęli mnie
wołać, bym wracała. Ja, nie chcąc krzyczeć i niszczyć spokoju zmarłych,
odkrzykiwałam, że wciąż jestem w trakcie robienia zdjęć. Gdy powoli
zaczęłam dochodzić do bardziej zazielenionych miejsc cmentarza, zaczęłam
czuć dziwny niepokój, tak jakby coś "przemawiało" przez wiatr i szelest
liści. Stwierdziłam jednak, że to tylko moja wyobraźnia. Tak to przez
cały pobyt na cmentarzu, będąc już sama, takie też miałam odczucie -
brak żywej bądź jakiejkolwiek duszy. Kończąc oficjalnie, stwierdziłam,
że zrobię jeszcze zdjęcie środka starego drzewa. Czemu? Jak już mówiłam,
dzieciaki wskakiwały na bloki. Najbardziej żwawa krewniaczka wskoczyła
na jeden z nich i odkrzyknęła, że widziała zwisającą czaszkę w środku
kory drzewa. Postanowiłam ostatecznie zrobić temu zdjęcie. Wspięłam się
na blok (z dużym wyrzutem sumienia profanacji grobu, rzecz jasna) i
spojrzałam na szczelinę. Nogi mi zadygotały, dostałam dreszczy.
Faktycznie, tam coś było! Jednak to raczej wyglądało na gulaje z powodu
jakiejś choroby drzewa. Lecz, któż wie? Może w tym miejscu stał jakiś
grób, a wyrośnięte drzewo połączyło się z czyimś szkieletem? Gdy zrobiłam zdjęcie, szybko wróciłam do kuzynki i dzieci (nie dlatego,
że się bałam, ale żeby się już tak nie denerwowała). Gdy zaczęliśmy iść w
stronę domku ciotki, kuzynka mi powiedziała, że nie odeszła stamtąd z
powodu much. To było coś bardziej mroczniejszego, tajemniczego.
Powiedziała mi, że nagle w krzakach usłyszała
trzask, jakby ktoś nadepnął na suchy patyk. Mogło być to zwierzę (jak
wtedy na polu, kiedy go widziałam) lub...człowiek. Spytała się mnie na
poważnie: "Czy widziałaś coś lub...kogoś?" Ja odrzekłam, że w 100% byłam
sama. Nikogo prócz mnie tam nie było. Teraz już wiedziałam, dlaczego
tak nagminnie mnie wołała. Bała się, że coś mi się stanie. Gdy wróciliśmy do domku, szybko odpaliłam komputer, by przejrzeć zdjęcia
i usunąć te, które były za mało ostre. Przyglądając się zdjęciom,
ujrzałam jedno dosyć ciekawe. Jest to zdjęcie nagrobka, zrobione na
kuckach. Po prawej stronie widać dziewczynki "pozujące" przy innym
nagrobku. Sam fotografowany nagrobek był czysty. Tło było zielone od
liści drzew. To, co nie zgadzało w całym krajobrazie, to "coś" za
nagrobkiem... Przypominało to człowieka, stojącego bokiem do mnie, nie
patrzącego na mnie, a... na dziewczynki. Wyglądał jak blondwłosy
mężczyzna (a z nami nie było żadnego faceta!). Jego twarz była lekko
zdeformowana, jakby pognita. Nie miał oczu, tylko oczodoły; widać
częściowo nos; widać też jego dłoń podpierającą brodę i jego chude
palce. Wygląda, jakby był zainteresowany dziewczynkami. Jak sobie dobrze
przypominam, to za tym grobem nie było żadnej większej tablicy prócz
paru leżących bloków. Nawet jeśli było coś większego za nagrobkiem, to
jednak i tak by nie było widać, gdyż robiłam to na kuckach! Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale to zdarzyło się naprawdę. Wstawiam
także zdjęcia drzewa i tego nagrobku z owym "duchem": oryginalne oraz z
"podkreśleniem" tegoż ducha. Moja ciotka mi oficjalnie nie uwierzyła,
stwierdziła, że to przez liście bądź słońce. Jednak kuzynka, z którą
byłam, uwierzyła. Sama oczywiście jestem dumna ze zdjęcia - w końcu mam
autentyk, że duchy istnieją. Jednak piszę to ze względu na wyrozumiałość
i zrozumienie. Możecie spokojnie oryginał zdjęcia sprawdzić, czy to nie
falsyfikat. Ja wierzę, że to, co sfotografowałam, jest duchem. I przede
wszystkim - to nie ja byłam "tym złym", który przeszkadza, ale
dziewczynki mojej kuzynki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz