"Lalkarka Dusz"
Codziennie w drodze do
szkoły mijałam pewien dom. Niczym się nie wyróżniał spośród kolorowych,
zadbanych domków jednorodzinnych, więc właściwie nie zwróciłabym na
niego uwagi, gdyby nie jeden szczegół: Na huśtawce zawieszonej w
ogrodzie siedziała dziewczynka. Miała pięć, może sześć lat, ubrana w
białą sukienkę, z rozczochranymi włosami wyglądała niezwykle malowniczo
na tle ciemnego ogrodzenia. Głowę miała opuszczoną tak, że ciemna
grzywka całkowicie zasłaniała twarz. Zdziwiłam się. Nie było jeszcze
ósmej, i choć słońce wyglądało zza chmur, było czuć zbliżającą się
jesień. Wzruszyłam ramionami i poszłam dalej. W szkole szybko
zapomniałam o całym wydarzeniu, a gdy wracałam do domu, nikt nie huśtał
się na starym dębie.
Minął tydzień. Każdego dnia mijałam tajemniczy dom. Nigdy w oknach
nie paliły się światła, nikt nigdy nie odsłonił żaluzji. Za każdym razem
na huśtawce siedziała dziewczynka w białej sukience. Myślałam czasami,
że musi być jej zimno bez butów i bez okrycia, jednak nigdy nie
zatrzymałam się, żeby zapytać.
Tego dnia było jak zwykle, jednak... Na wysokości domu „17”
usłyszałam głos. Tak cichy, że pewnie bym się nie zorientowała, gdybym z
przyzwyczajenia nie spojrzała na huśtawkę „
Pobaw się ze mną.”
Zabrzmiało to jak westchnienie. Zamurowało mnie. Jestem z natury mało
sympatyczną osobą, świadczącą o sobie już samym wyglądem i generalnie
dzieci się mnie boją. „
Nie mam teraz czasu, spieszę się.”.
Poczułam się głupio. Jakbym się usprawiedliwiała przed tym dzieckiem! By
wyjść z niezręcznej sytuacji założyłam słuchawki i puściłam mocniejszą
muzykę, jak zwykle zresztą w takich sytuacjach, a gdy się ponownie
obróciłam, wzrok dziewczynki był wbity w bose stopy szurające po ziemi.
Podczas kolacji zapytałam rodziców, kto mieszka pod numerem 17. „
Nikt. Jest opuszczony, odkąd się wprowadziliśmy”
usłyszałam odpowiedź. Lekko zdezorientowana rozmyślałam nad
tajemniczym domem. Nie przejmowałam się samotnym dzieckiem, bardziej
interesował mnie sam budynek. Dom z zewnątrz wyglądał na dobrze
utrzymany, trawnik był skoszony, a co najdziwniejsze - nigdzie nie
walały się zeschnięte liście zdobiące wszystkie okoliczne ogrody.
Następnego poranka sytuacja się powtórzyła. Kolejnego również.
Minęła połowa października. Nie było już dnia, bym nie została
zagadnięta przez małą istotkę. Za każdym razem brzmiało to coraz mniej
jak prośba, bardziej jak rozkaz. Czuję zupełnie irracjonalny, paniczny
wręcz strach, tym większy, że nie jestem w stanie określić, co jest jego
źródłem. Przeraża mnie sam widok dziewczynki. Czuję się
obserwowana. Zmieniłam trasę, teraz idę dłużej, ale pomogło. Czasami w
nocy widzę światła w (teoretycznie) opuszczonym domu, słyszę płacz,
szepty. Mimo, że zawsze spałam dobrze, teraz odczuwam niepokój za każdym
razem, gdy leżę sama w ciemności. By w ogóle zasnąć słucham muzyki,
przestawiając się na coraz mocniejsze brzmienia. Zaczęłam pisać... sama
nie wiem po co. Dzieje się coś dziwnego.
Spadł pierwszy śnieg. Zawsze cieszyłam się z tego powodu, jednak
dzisiaj biel za oknem mnie przeraziła. Bałam się wyjść z domu.
Przeczucie...? Nigdy nie wierzyłam w siły nadprzyrodzone. Idę po kostki
w szarej brei, co chwila gwałtownie się odwracając. Najgorsza była
cisza, przez ostatnie dni przywykłam do hałasu, nie chcę włączać muzyki w
obawie, że czegoś nie usłyszę. Nie skręciłam, trafiłam znowu na starą
ścieżkę. Staram się nie patrzeć, odwrócić wzrok, lecz oczy same błądzą w
kierunku starego dębu. Nikt nie siedzi na huśtawce, nikt nie mógł na
niej siedzieć od wczorajszego wieczoru, o czym świadczy warstwa śniegu
na drewnianych deskach. Gdzie jest to dziecko? Co mu się stało? Drżą mi
ręce. Ktoś tu jest, musi być, niemożliwe by dziewczynka z własnej woli
zrezygnowała. Odwracam się gwałtownie. Nic. Stoję sama na pustej
ulicy...
Nie mogę spać, myślę cały czas o dziewczynce. Ciężkie płatki śniegu
uderzają o szybę, wiatr krzyczy wyginając gałęzie rosnącego przy oknie
dębu. Mała dziewczynka w białej sukience, bezradna. Dlaczego o niej
myślę? Musi marznąć w tym śniegu...
Słyszę dziwny dźwięk. Nie umiałabym go opisać, gdyby ktoś mnie
zapytał. Czuję strach, przerażenie, jednocześnie wiem, że to nie są moje
uczucia. Otwieram oczy. Za oknem, przytulona do drzewa stoi
dziewczynka. Blada, prawie przeźroczysta, splątane włosy zasłaniają jej
oczy, zsiniałe usteczka drżą.
Podchodzę do okna. Zrywa się gwałtowny wiatr, ciskając mi w twarz
płatki śniegu. Nie pamiętam, żebym otwierała okno. Wchodzę na parapet,
rozglądam się... Widzę wysoką postać w kapturze zmierzającą w naszą
stronę. Moje ciało reaguje natychmiast, jeszcze zanim zauważam kolejne
istoty. Za wszelką cenę chcę uratować to dziecko. Gałęzie, nienaturalnie
wydłużone, sięgają mojego okna, nie uginają się mimo mojego ciężaru.
Chwytam dziewczynkę i cofam się w głąb pokoju. Nie czuję zimna, nie
czuję maleńkich palców wczepionych w moją szyję. Przerażona wpatruję się
w okno. Najpierw widzę dwie ręce, po chwili przez parapet przeskakuje
młody mężczyzna, chłopak. Długa szata luźno wisi na szczupłym ciele.
Idzie powoli w naszą stronę, w jego ręce materializuje się nóż. W oknie
pojawiają się kolejne postacie, lecz ja ich nie zauważam. Wpatruję się w
twarz, dotąd skrytą pod kapturem. Na wyraz twarzy, sposób w jaki na
nas... na nią patrzył. Jakby oczekiwał... polecenia? Ostrożnie obracam
dziecko twarzą do siebie, jednocześnie czuję ból w klatce piersiowej.
Ostatnie co widzę to wyraz tryumfu w stalowoszarych oczach:
„
Pobaw się ze mną.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz